„Rozwód to nie koniec świata!” Zależy dla kogo.

Długo zastanawiałam się, jak zabrać się do pisania tego tekstu, bo temat jest naprawdę trudny i złożony, a z drugiej jednak strony coraz bardziej powszechny. Rozwód to niezwykle stresujące wydarzenie, które nawet jeśli nie dotyczy nas bezpośrednio, zdarza się w bliższym lub dalszym otoczeniu niemal każdego z nas. A jego konsekwencje dotykają nie tylko samych (byłych) małżonków, ale również ich rodziny. Niestety najmocniej dzieci…

Dlatego dziś będzie w stu procentach na poważnie i mam nadzieję, że nie odstraszy Was nieco bardziej niż zazwyczaj naukowy ton i charakter tego tekstu.

Liczba rozwodów na przestrzeni ostatnich 11 lat utrzymuje się w Polsce na mniej więcej stałym poziomie sześćdziesięciu kilku tysięcy rocznie (raz delikatnie rosnąc, innym razem spadając), jednak nie oznacza to, że sytuacja w tym zakresie jest niezmienna, ponieważ równolegle, od około 10 lat spada liczba zawieranych małżeństw. Wśród źródeł rosnącego udziału rozwodów w stosunku do nowo zalegalizowanych związków z pewnością można wymienić coraz bardziej indywidualistyczne postawy wśród młodych ludzi oraz rosnącą samoświadomość i chęć samorozwoju, a co za tym idzie lepsze wykształcenie, niezależność finansową i emancypację kobiet. Potwierdza to fakt, że 2/3 pozwów do sądów wnoszą właśnie panie. Z drugiej strony społeczeństwo jest coraz mniej religijne (lub religijne w inny, nie tak tradycyjny sposób) i w związku z tym mniej konserwatywne, przez co rozwód, szczególnie w dużych miastach, przestaje być czymś szokującym i potępianym. Ba! Coraz częściej słyszymy głosy (z którymi z resztą ja sama się przeważnie zgadzam), że nie ma sensu trwać w związku, który nie rokuje, unieszczęśliwia obie strony lub jest wręcz toksyczny. Żeby nie było, nie jestem zwolenniczką tezy, że jeśli coś nie gra, to lepiej od razu wymienić partnera/partnerkę na „lepszy model”, bo bardzo często jest tak, że to co wymaga naprawy w związku, w dużej mierze dotyczy nas samych i bez wysiłku i świadomej pracy nad sobą prawdopodobnie popsuje kolejną relację, w którą wejdziemy. Jednak do tanga trzeba dwojga i jeśli oboje małżonkowie nie zechcą zaangażować się w naprawę tego, co w związku szwankuje, jedna strona nie będzie w stanie tego nadrobić. Ale to nie mnie oceniać, w jakim przypadku rozwód jest uzasadniony, a kiedy nie. To bardzo indywidualna i delikatna materia, w którą nie chcę teraz wchodzić, bo nie o tym zamierzałam napisać.

Miało być natomiast o tym, jakie konsekwencje może on rodzić dla tych, którzy choć nie mają na to niemal żadnego wpływu, mogą w tej całej rewolucji najmocniej „oberwać”. Tak właśnie! Chodzi o dzieci…

Trauma czy nowy początek?

W psychologii istnieje kilka podejść do tematyki rozwodu. Wielu badaczy i praktyków skłania się do przekonania, że stanowi on jedną z największych traum w życiu człowieka – obok śmierci najbliższych i diagnozy ciężkiej choroby. Są jednak i głosy – szczególnie wśród psychologów pozytywnych, wedle których stanowi on szansę na nowe otwarcie, rozwój, zmianę ku lepszemu. I jak to w życiu bywa, jest i trzecia, nazwijmy ją „zrównoważona frakcja”, z którą zgadzam się najbardziej a wedle której „prawda leży po środku”. Jak mówi jeden z moich psychologicznych autorytetów, prof. Maria Beisert, rozwód jest poważnym życiowym kryzysem. Nie wiem jak Wy, jednak ja wychodzę z założenia, że komplikacje i pewne trudności nie zawsze prowadzą do porażki i samych negatywnych konsekwencji. Przeciwnie, ogromne znaczenie ma to, jak ten kryzys przejdziemy, jak go przepracujemy i jakie wnioski z niego wyciągniemy. Dlatego rozwód, mimo że obciążony ogromnym negatywnym ładunkiem emocjonalnym i związany z dużym stresem, faktycznie może być dla nas długofalowo decyzją korzystną. Tyle tylko że my – dorośli, mamy na to wpływ, aktywnie kształtujemy to – co by nie mówić – bardzo trudne wydarzenie. Tymczasem dzieci, paradoksalnie pozostają tylko obserwatorami „tornada”, w którego centrum się znalazły. Co więcej, ze względu na swój wiek i poziom rozwoju, brak im poznawczych i emocjonalnych narzędzi, by to wydarzenie zrozumieć. Dlatego straty, które w jego konsekwencji ponoszą, mogą być tak duże.

Wejść w skórę dziecka

Podejmując decyzję o rozstaniu, rodzice powinni mieć na uwadze to, co i jak mogą przeżywać ich dzieci. To trudne, bo w momencie rozwodu dorośli przeważnie są tak pochłonięci swoimi sprawami, że pozostają ślepi na dramat, który przeżywają najmłodsi. Wydaje im się, że kilku- czy kilkunastolatek nie wyczuwa napięcia, nie zauważa konfliktów i tarć między rodzicami. Tymczasem dzieci, nawet te najmłodsze, choć wielu rzeczy mogą nie rozumieć lub rozumieć inaczej niż my, widzą i przede wszystkim czują bardzo wiele. A to, że nie wszystko są sobie w stanie logicznie wytłumaczyć tylko potęguje ich strach, poczucie zagubienia, osamotnienia i bezradności. Bo rozstanie to nie tylko dla małżonków, ale przede wszystkim dla dzieciaków wydarzenie załamujące dotychczasowe poczucie życiowej równowagi i bezpieczeństwa. Od wszystkich członków rodziny wymaga zdefiniowania sytuacji na nowo i odnalezienia się w niej tak, by poczuć się komfortowo i bezpiecznie. Dla dzieci to niesłychanie trudne. Choć badacze wskazują, że w zależności od wieku człowieka, w którym dochodzi do rozwodu jego rodziców, konsekwencje psychologiczne i społeczne mogą być różne, to według Heather Smith pewne emocje towarzyszą dziecku zawsze. Są nimi żałoba po utracie jednego z rodziców i tęsknota za nim (choć mama lub tato nie umierają, ich wyprowadzka i stan oddzielenia jest przeżywany przez dziecko podobnie), gniew wynikający z poczucia własnej bezsilności a także niepokój o przeszłość (bo najmłodsi często sobie przypisują winę za rozstanie rodziców) oraz przyszłość (zadają sobie pytania: Co jeszcze się wydarzy? Czy jestem bezpieczny? Czy zostanę sam?). Wreszcie maluchom towarzyszy poczucie dezorientacji, które wzmaga różnego rodzaju lęki i burzy poczucie bezpieczeństwa. W powyższymi tezami zgodne są też wyniki badań J.Brągiel, wedle których dorosłe dzieci rozwiedzionych rodziców wciąż dobrze pamiętają emocje, które przeżywały w tym momencie życia i relacjonują, że towarzyszyło im wtedy poczucie nieszczęścia (100%), strach (96%), uczucie bezsilności (94%) i samotność (92%). 3/4 badanych wspominała też o uczuciu rozdarcia między obojgiem rodziców.

Czas, w którym dziecko przeżywa rozstanie mamy i taty nie jest bez znaczenia dla charakteru i nasilenia jego przeżyć. Jednak badacze nie są zgodni co do tego, który okres obarczony jest największym ryzykiem wystąpienia i utrwalenia się późniejszych „zaburzeń” wynikających z sytuacji rozwodowej. Istnieją jednak polskie badania autorstwa M. Piotrowskiej, z których wynika, że osoby, których rodzice rozwiedli się w okresie do 3 roku życia dziecka, nie miały złych wspomnień dotyczących konfliktu rodziców, pamiętają dom jako miejsce bezpieczne i miłe, gdzie otrzymywały wsparcie i opiekę. Jednocześnie jednak, choć przeważnie mówią dobrze o matce i ewentualnym rodzeństwie, wspominają, że w domu zawsze im kogoś brakowało.

Wśród konsekwencji rozwodu rodziców dla ich dzieci, niektórzy badacze wskazują problemy emocjonalne, problemy z adaptacją społeczną (wycofanie, zachowania agresywne albo próby przypodobania się innym za wszelką cenę, u kobiet przybierające formę przesadnego kokietowania, wchodzenia w przypadkowe, nierzadko toksyczne związki itp.), problemy w nauce, stany depresyjne. Z drugiej jednak strony trzeba być ostrożnym wyciągając wnioski, ponieważ wszystkie te problemy wynikają moim zdaniem nie tyle z samej sytuacji rozwodu, ale również ze wszystkiego tego, co z nim związane. Mam na myśli źródła konfliktu rodziców i wcześniejsze problemy w rodzinie, sposoby ich wygaszania, siłę i charakter więzi między dzieckiem a mamą i tatą, ułożenie relacji po rozstaniu i styl komunikacji między małżonkami (na przykład na ile są w stanie wypracować wspólne rozwiązania dotyczące opieki nad dzieckiem, czy odnoszą się do siebie z szacunkiem, jak o sobie mówią, czy dewaluują drugiego rodzica w oczach syna czy córki) itd. Dlatego znów, odwołując się do słów Marii Beisert, to jak dziecko poradziło sobie z rozwodem rodziców, w dużym stopniu zależy od tego, jak poradzili sobie z nim oni sami. I o ile to, jak na późniejszym funkcjonowaniu młodego człowieka może odbić się rozstanie rodziców, jest bardzo indywidualne i zależne od całej masy czynników (m.in. indywidualnych cech charakteru dziecka), to jednak pewne jest, że maluchom czy nastolatkom trudniej jest przepracować i pogodzić się z tą sytuacją niż dorosłym. Pamiętać muszą o tym nie tylko rodzice, którzy się rozwodzą, ale i reszta najbliższego otoczenia – dziadkowie, rodzina, przyjaciele. To oni powinni w tych trudnych chwilach wspierać najmłodszych, starać się wyjaśniać im to, co się dzieje (adekwatnie do ich wieku i możliwości intelektualnych), budować ich poczucie bezpieczeństwa oraz stałości pewnych elementów w życiu i przede wszystkim utwierdzać w przekonaniu, że to nie one są winne rozstaniu rodziców (bo wiele dzieci właśnie w sobie upatruje przyczyn konfliktu dorosłych) i niezależnie od tego, co wydarzy się później, zawsze będą mocno kochane przez mamę, tatę i pozostałe najbliższe osoby.

I na koniec jeszcze jedno – są sytuacje rodzinne (np. alkoholizm, przemoc, pedofilia), które stanowią jednoznaczną przesłankę do rozwodu i separacji rodziny od oprawcy czy osoby będącej źródłem traumatycznych przeżyć dla reszty. W takich przypadkach rozstanie dorosłych i oddzielenie dzieci od jednego z rodziców jest jedynym korzystnym rozwiązaniem. Potwierdzają to również relacje badanych zebrane przez M.Piotrowicz, z których wynika, że dla osób, których rodzice rozwiedli się z powodu alkoholizmu lub/i przemocy, to właśnie dom sprzed rozstania kojarzony był z zagrożeniem i strachem. Zaś rozwód rodziców był dla nich uwolnieniem od cierpienia, samotności i negatywnych emocji, które towarzyszyły im, gdy rodzice byli jeszcze razem.

10 myśli w temacie “„Rozwód to nie koniec świata!” Zależy dla kogo.

  1. świetny, wyważony tekst zwracający uwagę, na fakt często niezauważany przez rozstającą się parę, sam miałem szczęście mieć do czynienia z partnerką rozumiejącą ten problem i udało się nam po rozwodzie wspólnie dalej wychowywać nasze dzieci, chyba z sukcesem, a także zbudować pozytywne relacje między nami, na innej płaszczyźnie. Z przykrością obserwuję rozpady związków moich znajomych gdzie dzieci są używane jako narzędzie, broń przeciwko drugiej stronie, traktowane przedmiotowo dla zniszczenia strony przeciwnej. Być może moje obserwacje są subiektywne, ale jakoś częściej, kobiety decydują się użyć dzieci jako wunderwaffe przeciwko byłemu. Ciekawi mnie jak to widzisz?

    Polubienie

    1. Bardzo dziękuję za opinię i wartościowy komentarz. Takie przypadki jak Pana i Pana Byłej Żony dodają wiele otuchy 🙂
      Co do pytania, to nie znalazłam danych naukowych, które to potwierdzają, ale mam wrażenie, że możemy niestety niekiedy obserwować takie sytuacje i zachowania kobiet z kilku powodów. Po pierwsze, mają ku temu statystycznie więcej okazji, ponieważ to one częściej sprawują codzienną opiekę nad dziećmi po rozstaniu. Poza tym myślę (choć jest to moja opinia), że może to wynikać też z tego, iż być może kobiety definiują siebie poprzez rolę matki silniej niż mężczyźni poprzez rolę ojca (tj. ich samoocena i postrzeganie siebie jako dobrej matki jest bardzo istotne z perspektywy ich tożsamości i poczucia własnej wartości jako kobiety) – w związku z tym obawiają się utraty swojej pozycji „idealnej matki” w oczach dziecka. W sytuacji, gdy dochodzi do rozpadu związku, w którym to jednak częściej stroną bardziej „pokrzywdzoną” (przynajmniej subiektywnie) jest kobieta, próba emocjonalnego odsunięcia dzieci od ojca wydaje się być (często pewnie nawet na poziomie nieświadomym) najlepszym sposobem na „zemstę” na byłym partnerze i próbą wyrównania rachunków emocjonalnych strat wynikających z rozstania (na zasadzie: „ja przez ciebie tyle wycierpiałam, teraz ty też cierp”). Myślę, że nie brakuje też sytuacji, w których poczucie krzywdy, które odczuwa kobieta jest na tyle duże, że po prostu nie potrafi ona odciąć się od własnych emocji wobec byłego partnera i nie do końca celowo (tj. nie z wyrachowania) obarcza nimi dziecko. Oczywiście w żaden sposób nie chcę usprawiedliwiać takich postaw i zachowań – niezależnie od tego, czy robią to matki czy ojcowie. Każda próba wykorzystania dzieci w rozgrywkach dorosłych jest bardzo szkodliwa. I dlatego, szczególnie jeśli rozstanie jest trudne, warto szukać wsparcia na zewnątrz – u psychologa czy psychoterapeuty, który pomoże zidentyfikować własne emocje, zachowania i przepracować traumatyczne przeżycia. Taka praca nad sobą może być bezcenna nie tylko dlatego, że pozwala odnaleźć równowagę po rozstaniu osobie dorosłej, ale również jej dzieciom. Doświadczenie pokazuje jednak, że coraz częściej panie wykazują dużą dojrzałość i przychodzą po pomoc do specjalisty – zarówno dla siebie, jak i dzieci – chcąc, by negatywne konsekwencje rozwodu były dla wszystkich jak najmniejsze.

      Polubione przez 1 osoba

      1. Supr
        Bardzo dziękuję za wyjątkowo obszerną i fachową odpowiedź, z obiektywną analizą zjawiska, to cenne dla mnie informacje, szczególnie formułowane fachowo. Ja zajmuję się blogiem zaratusztrian (taka egzotyczna religia)) a dla nas kwestie etyki, moralności, równouprawnienia płci, szacunku dla drugiego człowieka, niekrzywdzenia, przeciwstawiania się cierpieniu są kluczowe. Często mam pytania jak podchodzić do różnych, problemów od strony kanonów religijnych, a paradoksalnie nasza religia jest bardzo racjonalna, i nie ma sprzeczności między naszą wiarą a nauką, toteż taka możliwość jak dziś zapytania fachowca jest dla mnie bezcenna. Jeśli wyrazi Pani zgodę to pozwolę sobie czasem zadać pytanie tak jak dziś, tym bardziej, że pisze Pani niezwykle ciekawie, Hmm taka mała współpraca blogerów. Ze swojej strony chętnie odpowiem na pytania natury teologicznej, filozoficznej, czy etycznej bo to moje kompetencje, w miarę mojej skromnej wiedzy. Pozdrawiam Jacek

        Polubienie

      2. I my dziękujemy za miłe słowa i konstruktywne komentarze. Oczywiście zapraszamy do zadawania pytań i wymiany myśli 🙂 Z pewnością również będziemy zaglądać na Pana bloga 🙂 Pozdrawiam serdecznie! Ewa

        Polubienie

  2. małżeństwo czy „związek-rozwiązek”?
    miłość czy egocentryzm, socjopatia i nadopiekuńczość?
    prawda miłości czy kłamstwo rozwodu?
    rozwód nie jest skutkiem, ale przyczyną patologii największej z możliwych bo zamiast dawać dzieciom przykład jak żyć, ucieka od tego! zostawia w dzieciach w sobie wzajemnie ŚMIERTELNĄ RANĘ!
    tytuł artykułu? – trafny, treść? – zaprzeczająca tytułowi

    Polubienie

    1. Dziękujemy za komentarz i przedstawiony punkt widzenia – każda perspektywa spojrzenia na temat jest cenna. Co do faktu, że rozwód odciska piętno na życiu dziecka (nawet wiele lat po tym wydarzeniu) zasadniczo się zgadzam, o czym z resztą mowa w tym tekście. Nie mniej w kwestii tego, że rozwód dwojga ludzi ma swoje istotne przyczyny (często właśnie o charakterze nazwijmy to „patologicznym”) też jestem przekonana. Osobiście nie znam osób, które rozwodzą się tylko dla kaprysu. Oczywiście w idealnym świecie byłoby wspaniale, gdyby ludzie potrafili przezwyciężać pojawiające się w relacji problemy i wspólnie pracować nad związkiem, tak by żyć w szacunku i miłości przez całe życie. Jednak rzeczywistość niestety nie jest tak piękna i prosta. Ocena tego czy i kiedy rozwód/rozstanie jest uzasadnione to bardzo delikatna i indywidualna sprawa, wykraczająca ponad moje kompetencje. Jako psycholog nie czuję się uprawniona do oceniania ludzi przez pryzmat konkretnej ideologii, religii czy hierarchii wartości. Natomiast czuję się zobowiązana do tego, by oferować wsparcie (choćby merytoryczne) w obliczu już przeżywanych przez nich trudności i problemów – jednym z nich są właśnie rozwody, które czy chcemy, czy nie, zdarzają się i zdarzać się będą. Mam jednak ogromną nadzieję, że szerzenie wiedzy dotyczącej psychologicznego aspektu ludzkiego funkcjonowania i budowanie świadomości społecznej w tym zakresie przyczyni się do tego, byśmy patrzyli na siebie z większym zrozumieniem, empatią i komunikowali się z szacunkiem. Jestem pewna, że gdybyśmy wszyscy dążyli do takich postaw, wielu problemów byśmy uniknęli – również trudnych rozwodów.
      Pozdrawiam serdecznie! Ewa

      Polubienie

Dodaj komentarz